poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 11 Już wiem...

             Gdy blondwłosa czarodziejka usłyszała donośny, męski głos, aż przeszły ją zimne dreszcze.
-A więc przybyłaś. -przyznał ochryple. -nie sądziłem, że jeszcze Cię tutaj zobaczę. -dodał po krótkiej chwili. Głos wydobywał się jakby znikąd. Amora rozejrzała się delikatnie, po czym wbiła wzrok prosto przed siebie, gdzie padał cień ogromnego, potężnego drzewa o nagich, wyschniętych konarach. Poczuła pewną energię, ogromną siłę.
-Ja również sądziłam, że nie będzie to konieczne aż do spełnienia planu. Okazało się jednak inaczej. Domyśla się Pan pewnie, że chodzi o młodszego z książąt. Pojawiły się... pewne komplikacje. -przyznała zmieszanym głosem, zawahała się. -Jeśli szybko czegoś nie zrobimy, poniesiemy gorzką porażkę.
-Jakimże to cudem ten młody, niedoświadczony czarownik mógł sprzeciwić się naszej woli i czarom, Amoro? -spytał poirytowanym głosem.
-Nie mam pojęcia, Panie. Ale wiem jedno, zachowywał się inaczej już po powrocie z niedozwolonej podróży do Mroźnego Królestwa. Naprawdę nie wiem dlaczego tak się stało, a w dodatku On ma teraz opiekunkę. Odyn chciał mieć pewność, że ich wybryki się już nie powtórzą. Opiekuje się nim jedna ze służek Królowej -Sigyn. -odpowiedziała niespokojnie, spuszczając wzrok w dół i wbijając go w jałową ziemię.
-Wiem o niej, nie musisz się obawiać, Czarodziejko. -odetchnęła cicho, gdy usłyszała te słowa. Spodziewała się surowej kary za niewykonanie zadania. -Dotrzymam danego Ci słowa i otrzymasz swoją nagrodę za wykonanie pracy, ale pod jednym warunkiem... Loki musi wypełnić nadany przez nas cel! Jednak aby mógł to zrobić, musi zniknąć ta kobieta! Zlikwiduj ją! Nie obchodzi mnie jakim sposobem, gdzie, kiedy, czy nawet czyimi rękoma to uczynisz! Ona ma po prostu szybko zginąć! -wrzasnął stanowczo i głośno, po czym ucichł natychmiast. Zniknął. Amora przytaknęła delikatnym ruchem głowy, po czym odwróciła się powoli i ruszyła wprost przed siebie. Plan się nie powiódł. Loki jakimś przedziwnym cudem uwolnił się spod wpływów Amory i jej Pana. Nikt nawet się nie zorientował, że tak było. Nad tym zaklęciem oboje pracowali bardzo długo. W końcu gdy ciężka, żmudna praca miała osiągnąć pożądane efekty, wszystko zostało zniszczone. Mieli wielki plan, niełatwy do spełnienia, od początku było pewne, że w końcu coś pójdzie nie tak. Musiała zrobić jednak wszystko co w jej mocy, aby tak się nie stało. Inaczej jej życie bardzo wcześnie może się zakończyć. Los Czarodziejki tkwił w rękach potężnego, bezwzględnego i okrutnego tyrana. Aż łza zakręciła jej się w oku, gdy tyko o tym pomyślała. Wróciła czym prędzej do Asgardu. Nie potrafiła opanować emocji. W tym momencie były one zbyt silne. Z pomocą magii przybrała jednak neutralny wyraz twarzy. Zamknęła się prędko w swej magicznej komnacie. Teraz wyglądała ona inaczej. Wszystko wewnątrz niej emanowało aż mroczną energią. W całej sali unosiły się ciemne, fioletowe oraz czarne smugi. Bliżej powierzchni były one jaśniejsze i stanowczo delikatniejsze. Można było spokojnie poruszać się wśród nich. Wyglądały przepięknie. Wyżej jednak, przy zaokrąglonym suficie nabierały one coraz ciemniejszej barwy. Wydobywał się z nich cichy, prawie niesłyszalny szum. Nie było możliwe zwyczajne poruszanie się pomiędzy nimi. Energia w nich zawarta rozszarpałaby każdego, kto tylko by się zbliżył, nawet najpotężniejszego maga. Nikt nie wytrzymałby takiej ilości ciemnej mocy.
Smugi tejże energii zachowywały się dziwnie w komnacie Amory. Przy półokrągłych brzegach wieży widniały wysokie i szerokie okna. Otaczały one cały obszar wieży wysunięty na zewnątrz pałacu. Gdy moc zawarta w jej komnacie docierała do brzegów, widocznych z daleka obszernych okien, zatrzymywała się, jakby pomiędzy tym jednym pomieszczeniem a resztą Asgardu znajdowała się ściana, lub jakaś inna bariera. Normalnie przez wielkie okna magicznej komnaty tajemnicze smugi zwróciłyby uwagę każdego i to z daleka. Były jednak widoczne z całego Adgardu tylko dla Amory, ponieważ to ona utrzymywała nad nimi kontrolę i miała pełną władzę nad energią. Sama nie dałaby rady jednak tak ogromnym ilościom energii. Rozszarpałoby ją na miejscu. Tak się jednak nie stało, ponieważ we władaniu miała jeszcze pewien mistyczny relikt.
           Czarodziejka zatrzasnęła drzwi za sobą, gdy tylko znalazła się w środku, po czym podeszła od razu do zewnętrznej ściany. Wychyliła się mocno przez ogromne wycięcie. Ujrzała wielkie, przepiękne ogrody Królowej. W świetle pełnego księżyca wyglądały jeszcze wspanialej. Mimo tego jednak w środku nocy panował na powierzchni mrok. O tej porze władzę przejmowały cienie. Ogrody były jednak jasne dzięki niezwykłym smugom i kulom światła stworzonym z pomocą magii królowej. Frigga była potężniejszą czarownicą nawet od Amory, która to udzielała lekcji młodszemu synowi królowej. Przez całe swoje życie używała jednak czarów dobrych, pozytywnie działających na otoczenie. Czarna Magia była dla niej czymś okropnym. Znała ją tylko z teorii, za bardzo bała się używać tych czarów w praktyce.
Zielonooka czarodziejka wpatrywała się bardzo długo przed siebie, ogądając każdy zakamarek królewskich ogrodów. Myślała o tym, co niebawem miała uczynić. Po chwili przymknęła delikatnie oczy i odwróciła głowę w bok. Przyuważyła kątem oka trzech strażników idących przez ścieżki ogrodu. Niemały wyraz zdziwienia zagościł na jej twarzy. O tej porze straż królewska nigdy nie kręciła się w tych okolicach. Uważnie obserwowała ich aż do czasu, gdy kompletnie zniknęli pomiędzy dwoma starymi drzewami. Gdy zasłoniły ich gałęzie drzew, Czarodziejka już później ich nie ujrzała. Jakby się rozpłynęli. Przecież nie ma tam żadnego przejścia. -pomyślała wciąż się dziwiąc. Chyba że o czymś nie wiedziała. Możliwe przecież, że Frigga nie mówiła jej takich rzeczy, w końcu nie za bardzo ufała Amorze. Blondwłosa czarownica niewiarygodnie się tym zaciekawiła. Chciała dowiedzieć się o co chodzi, chociaż wątpiła że to coś by ją interesowało, była po prostu z natury ciekawską i chcącą wiedzieć wszystko kobietą. Zostawiła to jednak na później. Odrobinę zagubiona powędrowała do swojej sypialni, po czym od razu zmieniła ubranie i położyła się na dużym łóżku, okrywając ciało delikatną, kaszmirową pościelą. Zmrużyła powieki i zasnęła, jak na razie spokojnie.
* * *

           Sigyn wpatrując się w księcia milczała przez jakiś czas. Na jego twarzy gościł uśmiech, jakiego wcześniej nigdy u niego nie widziano. Spokojnym, łagodnym wzrokiem spojrzał w lśniące, piękne oczy jasnowłosej. Ta po chwili otrząsnęła się i odwróciła wzrok, skierowała go niżej, na podłogę. Uśmiech zniknął z twarzy Lokiego wraz ze zmianą wyrazu twarzy nowej znajomej. Wciąż cierpliwie czekał.
-A więc... -zaczęła niepewnie, wzdychając cicho. -moje dzieciństwo nie było wcale sielanką, tak jak Twoje czy Twego brata. Bardzo wcześnie straciłam prawie wszystko co miałam. Moi rodzice umarli podczas najazdu Jotunnheimczyków na Asgard. To była najgorsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Rodzice byli dla mnie czymś więcej niż tylko osobami, z którymi mieszkałam i przebywałam na co dzień. Byli moimi opiekunami, najlepszymi przyjaciółmi. Największym skarbem jaki kiedykolwiek posiadałam byli właśnie oni. -gdy tylko opowiadała o tym, w jej oczach zbierały się łzy, a wargi poczęły delikatnie drgać. W dłoniach ścisnęła kawałek swej skromnej sukni. Zacisnęła powieki, a przed jej oczami ukazał się nagle obraz martwych, zimnych i sztywnych ciał jej rodziców. Miała wtedy zaledwie pięć lat, a więc niewiele. Wydarzenie to zapadło w jej pamięć jednak tak bardzo, że wspominała je jakby zdarzyło się to zaledwie wczoraj. Wciąż dziwiła ją jednak pewna sprawa. Mimo krwawej rzezi, wojny, licznych najazdów Mroźnych Olbrzymów i śmierci osób, które były jej najbliższe, z którymi była przez cały czas, przeżyła. Została nietknięta i przetrwała całą wojnę. Niewielu miało takie szczęście jak Ona. Dla młodej dziewczyny nie było to jednak coś, z czego mogła się wtedy cieszyć. Umarła cała jej rodzina. Tylko Ona pozostała żywa, a w jej wieku nie miała możliwości, aby poprowadzić samodzielnie swe życie. Wydarzyło się właśnie wtedy coś niezwykłego. Wśród ruin największej Asgardskiej świątyni Królowa Frigga znalazła jakiś czas po wojnie małą, bezbronną dziewczynkę o niezwykłej urodzie. Nie myśląc o niczym więcej zabrała ją do pałacu i zajęła się nią. Dziewczyna stała się jej wychowanką, mimo tego, że później była już jej służką, Frigga kochała ją i szanowała, z resztą jak je wszystkie. Królowa zawsze miała niezwykle dobre serce i wciąż udowadniała to swoimi dalszymi czynami.
           Gdy Loki usłyszał całą historię opowiedzianą przez Sigyn, przez chwilę nie mógł znaleźć żadnego właściwego słowa, aby jej odpowiedzieć. W końcu wydusił z siebie parę słów.
-Przykro mi, Sigyn... Naprawdę mi przykro. Nie sądziłem że taka radosna i pełna pozytywnej energii kobieta jak Ty mogła przeżyć coś tak okropnego. Nie chciałbym być na Twoim miejscu. -odpowiedział cichym, niepewnym głosem, przyglądając się uważnie jej bladej twarzy z zaczerwienionymi już od cichego płaczu policzkami. Jej oczy, sine od łez skierowały się na niego.

-A czy ktokolwiek chciałby być na moim miejscu? -odpowiedziała pytaniem. -Nigdy nikomu nie opowiadałam tej historii. W pełni znasz ją Ty oraz Twoja matka. Nikt więcej. Ale nie przejmuj się. Nie potrzebuję wyrazów współczucia i łaski. Świetnie sobie z tym radzę. Gdy jednak spotkam jednego z Mroźnych Olbrzymów, jednego z Jotunnheimczyków... nie zawaham się zakończyć jego życia w bolesny sposób, skazując go na męki i cierpienia. -jej wzrok ze smutnego, zmienił się w groźny i wypełniony chęcią zemsty. Wbiła go w duże okno, umieszczone obecnie tuż za Lokim. Daleko, w tym właśnie kierunku można było odnaleźć Jotunnheim.

6 komentarzy:

  1. Czyli jednak nie zostawiłaś pisania. Ufff... Rozdział super, ale za krótki. Pisz proszę więcej i częściej, bo nie wytrzymam. Zapraszam także do mnie: http://mara-charles.blogspot.com/
    Pozdrawiam
    Margaret :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, oczywiście wejdę gdy znajdę więcej czasu i spokoju ! :). Staram się pisać jak najczęściej ale teraz wiele rzeczy mi nie pozwala. Może rozdziały nie są zbyt długie ale wolę publikować częściej i krócej niż pisać po 7 stron na kilka miesięcy :)

      Usuń
  2. Wow! Dobry rozdział, naprawdę niezły. Choć przyznam, że liczyłam na więcej akcji.. No ale to leży już w wizji autora :) Podoba mi się Sigyn. Ta postać naprawdę mnie zaintrygowała i przykuła moją uwagę. Jestem ciekawa, jak potoczą się jej dalsze losy. Pisaj pisaj <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy dodasz następny rozdział? ;_________; Uzależniłam się od Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Heej, wspaniały blog, podziwiam ;3 Zaczęłam czytać niedawno, ale bardzo mi się podoba. To tyle co chciałam powiedzieć.
    Czekam na następny rozdział! XD
    Pozdrawiam, Ola.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super Blog niesamowite opowiadanie gratulacje i pozdrawiam
    ~Lofn

    OdpowiedzUsuń