Loki nie rozumiał kompletnie nic z
tego, co właśnie się stało. Był całkowicie zszokowany. Chciał,
aby jak najszybciej wytłumaczono mu, o co tutaj chodzi.
-Aryno... co to... Aranoch? -spytał
cicho i dość niepewnie.
-Nie "co"... raczej "kto".
Loki... posłuchaj... nie powinieneś tutaj być. -przyznała
nerwowo.
-Ale... dlaczego? O co chodzi?
Wytłumacz mi, proszę. -powiedział blagalnym głosem. Jedyne czego
chciał, to dowiedzieć się, o co chodzi, niczego więcej. Nie
rozumiał, dlaczego Aryna tak nerwowo zareagowała.
-Eve... idź do siebie. Muszę zamienić
z nim kilka słów. -pocałowała dziewczynkę w czoło, a ta po
chwili odbiegła.
-Loki... usiądź proszę... -kobieta
podeszła do niewielkiej ławki pod ścianą, usiadła i wskazała
miejsce obok siebie. Książę posłusznie zrobił to, o co
poprosiła. Położyła dłoń na jego ramieniu.
-Posłuchaj mnie. To bardzo poważna
sprawa, mój książę. Aranoch to demon, okrutny demon. Jeśli to,
co pokazała Eve jest prawdą, jesteś jego następcą... dziedzicem.
-Aryna wypowiedziała te słowa z niemałym strachem w głosie. Gdy
Loki to usłyszał, kompletnie go zamurowało. Po krótkiej chwili
milczenia i wpatrywania się ze strachem w kobietę, w końcu zdołał
wydusić z siebie kilka słów.
-Dziedzicem Aranocha... ? Co? -w
dalszym ciągu nie rozumiał. Nigdy wcześniej nie słyszał o kimś
takim. Wielką zagadką dla niego było również to, dlaczego akurat
on był o to podejrzewany.
-Wysłuchaj mnie uważnie, Asgardczyku.
Aranoch jest demonem występującym w mitologii Jotunnheimu. Moja
rodzina przekazywała tę okrutną historię kolejnym pokoleniom.
Kiedyś, po konflikcie z tutejszymi bogami, Aranoch usiłował
doszczętnie zniszczyć to miejsce, a w tym również i nasze plemię
zamieszkałych tutaj elfów. Zawładnął większą częścią
Jotunnheim'u, pod jego rządami panował tutaj głód, niegdyś
szanowani i wpływowi ludzie trafili na ulicę. Wszyscy chcieli, lecz
nie mogli się sprzeciwić woli okrutnego tyrana. Bogowie postanowili
wziąć te sprawy w swoje ręce. Zesłali z niebios młodego
pół-boga, syna Talnosa -Arensa. Z trudem powstrzymano Aranocha.
Dzięki pomocy swej siostry -Dinaret, Aranoch został uwięziony na
wieki dzięki potężnej klątwie zawartej w świętych słowach
Złotego Zwoju. Inne opowieści głoszą jednak, że młoda boginii
wojny i magii spiskowała przeciwko rodzinie i zawarła pakt z
mrocznym demonem. Miał to być przekręt, dzięki któremu Aranoch
miał zostać uwolniony wiele tysięcy lat później, o wiele
silniejszy i potężniejszy, a następnie wraz ze swym dziedzicem
zemścić się i zniszczyć wszystkie dziewięć królestw. Loki...
obawiam się, że dziedzicem Aranocha jesteś właśnie Ty...
-ostatnie zdanie wypowiedziała drżącym głosem. Cała jej opowieść
zafascynowała Lokiego, ale po części również przeraziła. Nie
mógł znieść tej okropnej myśli.
-Ja?! Nie... nie. To nie mogę być ja!
Jestem synem Odyna! Pochodzę z Asgardu, nie mam nic wspólnego z
Jotunnheim'em, a tym bardziej tutejszą mitologią! -chłopak był
wprost zszokowany tym, co właśnie powiedziała mu Aryna. -Dlaczego
sądzisz, że to właśnie ja nim jestem?! Przecież mnie tu nawet
nigdy w życiu wcześniej nie było! Nie mam kompletnie nic wspólnego
z tym miejscem, zrozum! Jestem ASGARDSKIM księciem! -próbował ją
przekonać, jednak na darmo. Aryna wiedziała swoje i ufała tym
wizjom. Zwłaszcza dlatego, że dziewczynka, która to zobaczyła
była błogosławionym dzieckiem Przepowiedni.
-Loki, rozumiem z tego tyle co Ty. Ale
Eve jest córką Wyroczni! Właśnie teraz pokazała coś okropnego.
Nie warto sprzeczać się z przepowiednią, książę. Proszę,
opuśćcie jak najszybciej nasz teren. Nie chciałabym być
niegościnna, ale jestem zmuszona Was wyprosić. -mówiła wszystko
bardzo niespokojnym głosem. Wstała szybko ze swojego miejsca.
-Ja nie jestem żadnym dziedzicem złego
demona! Zrozum to w końcu, proszę! -wciąż wszystkiego się
wypierał.
-Loki, przestań się ze mną kłócić
i natychmiast zejdź mi z oczu. -odwróciła wzrok. On zrezygnował
po tym z kolejnych pytań i całej dyskusji, po czym posłusznie
ruszył do wyjścia. Szybko znalazł swego brata i towarzyszy.
-Thor! -zawołał z pewnej odległości
i zbliżył się do niego o kilka kroków. Blondwłosy spojrzał w
jego stronę pytająco.
-O co chodzi, bracie?
-Musimy natychmiast ruszać dalej.
-spojrzał na niego, a jego wyraz twarzy nadal ukazywał zaskoczenie
i zszokowanie. Thor zauważył to od razu.
-Loki... czy coś się stało? -spytał
troskliwie, podchodząc do niego jeszcze bliżej.
-Nie... znaczy... później Ci opowiem,
ale naprawdę musimy już stąd odejść. Powinniśmy dalej szukać
tego miecza... -przyznał nerwowo i trochę niepewnie. Thor jak na
razie mu odpuścił, ale i tak chciał dowiedzieć się o co chodzi,
prędzej czy później.
Bezzwłocznie wyruszyli w dalsze
poszukiwania. Na szczęście wichura ustąpiła, przez co warunki dla
takiej podróży również stanowczo się polepszyły. Było lżej
mimo tego, że przedzierali się przez głęboką warstwę twardego
śniegu. Wciąż panowała bardzo niska temperatura. Podróżnicy
otulili się grubymi płaszczami, tylko Loki kroczył spokojnie.
Pozostali bardzo dziwili się z tego powodu, jednak nikt nad tym się
bardziej nie zastanawiał. Zależało im tylko na jednym. Fandral,
Hogun i Wolstag bardzo chcieli odnaleźć legendarny miecz ognistej
bestii, Thor chciał przeżyć przygodę i pokazać Ojcu oraz
wszysktim pozostałym Asgardczykom, że nie jest już rozpieszczonym
dzieckiem, lecz dojrzałym i odpowiedzialnym mężczyzną. Nie
wiedział jeszcze zbyt dużo o życiu, mimo swojego wieku musiał
dorosnąć, chociaż sam tak nie myślał. Loki z kolei chciał jak
najszybciej wrócić do bezpiecznego, ciepłego pałacu. Tam czuł
się najbezpieczniej. Był to w końcu jego dom. Jotunnheim sprawiał,
że czuł niemały strach. Każdy kolejny jego krok był bardzo
niepewny. Rozglądał się nerwowo dookoła, jakby coś zaraz miało
się na nich rzucić, jakaś wściekła, bezwzględna bestia.
Ciemne niebo, wysokie, szpiczaste góry
oraz śnieg i lód wszędzie dookoła tworzyły tajemniczą, mroczną
i dość niemiłą atmosferę. Nad linią horyzontu nie była
widoczna ani jedna gwiazda, kompletnie nic. Tylko ogromny, pusty,
ciemny obszar. Cały krajobraz Jotunnheimu budził strach w
najmężniejszych sercach.
Loki wcale nie starał się ukryć
tego, że czuł strach, w odróżnieniu od swojego brata nie wstydził
się okazywania swoich emocji. Thor szedł pewnym, dumnym krokiem,
usiłując przy tym okazać swoją odwagę. Żądza walki i przygody,
jaka wtedy nim kierowała, nie pozwalała strachowi przeszkodzić w
ciężkiej, męczącej drodze. Można nawet powiedzieć, że
świadomość, iż będzie mógł stoczyć tutaj swą pierwszą
poważną walkę motywowała go i nie pozwalała poddać się ciężkim
warunkom podróży.
Taka postawa dziwiła nawet trzech
pozostałych podróżników. Nigdy nie spotkali nikogo, kto w tym
wieku tak dzielnie kroczyłby przez ziemie Mroźnego Królestwa,
opanowanego przez okrutne bestie, demony i upiory. Sami podczas tej
podróży odczuwali większy strach i dyskomfort niż On.
Jeszcze przez bardzo długi czas
kroczyli przez obszerną, lodową pustynię, gdy nagle z półmroku
wyłoniła się potężna, kryształowa budowla, przypominająca
odrobinę wielki zamek. Jej kształt podobny był do ogromnego rombu,
w czterech jego kątach znajdowały się okrągłe, wysokie wieże.
Cała budowla wykonana była z drobnych błękitnych, i srebrnych
krysztalików. Przepięknie połyskiwały, gdy odbiło się od nich
światło pierwszych promieni słońca przebijających się przez
ciemne chmury. Tajemniczy budynek był świątynią, wybudowaną
przez mieszkańców Jotunnheimu po porażce Surtura w walce z Odynem.
Zbudowano ją, aby uczcić jego męskość i odwagę w tym starciu.
Co prawda ciało giganta nie było pochowane na jej terenie, ani w
jego okolicach, ale w świątyni znajdowało się za to coś, czego
Asgardscy podróżnicy poszukiwali od wielu lat. Legendarne ogniste
ostrze znajdowało się gdzieś tam, ukryte w mrocznych czeluściach
tejże świątyni.
Cała piątka przystanęła na
ośnieżonym wzgórzu, około trzystu metrów przed świątynią. Tuż
przed jej wrotami wznosiły się dwa posągi przedstawiające pewną
kobiety, trzymające w dłoniach pochodnie płąnące błękitnym
ogniem. Żaden z podróżników nie rozpoznał, kim właściwie jest
przedstawiona w rzeźbach kobieta, wszyscy z zachwytem wpatrywali się
w tamtą stronę. Dzięki temu wspaniałemu widokowi zapomnieli nawet
o strachu, jaki dominował w sercach większości z nich jeszcze
przed sekundą. Wszyscy, bez wyjątku znieruchomieli i kompletnie
zaniemówili. Trudno opisać piękno tej wspaniałej budowli, była
wyjątkowa i cudowna mimo tego, iż położona była w takim miejscu,
jak i poświęcona okrutnemu tyranowi.
* * *
W tym samym czasie, gdy pięcioro
podróżników wędrowało przez ziemie Jotunnheimu, w środku nocy z
niespokojnego snu zbudziła się Freya, matka Thora i Lokiego.
Uniosła lekko ciało i zobaczyła przed sobą jedynie ciemną
komnatę. Właśnie śnił jej się okropny koszmar. Nie zwlekając
natychmiast wstała z łóżka, ubrała na siebie prostą suknię i
praktycznie wybiegła z komnaty. Biegła przez ciemne, długie
korytarze przez kilka minut, aż w końcu dotarła do drzwi komnaty
swojego starszego syna. Otworzyła je i weszła do środka, jednak
nie zastała tam Thora. Zmartwiła się, w jej głowie pojawiły się
już najgorsze myśli. Właśnie z tym związany był jej koszmar.
Wyszła stamtąd, po czym ruszyła natychmiastowo do komnaty drugiego
z synów. Zastała tam jednak to samo, co w komnacie Thora.
Zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wyszła z pokoju Lokiego i
zaczęła wędrować po pałacu. Wszystkich których spotkała,
pytała o synów. Czy ich ostatnio widziano, kiedy konkretnie i
gdzie. Każdy mówił to samo, że ostatnio widziano ich razem na
korytarzach po walce Thora na arenie i przez krótki czas po lekcjach
magii Lokiego, ale później już w ogóle. Kobieta w końcu
zatrzymała się na środku jednego z korytarzy, zbliżyła się do
ściany i oparła o nią delikatnie rękę. Z jej oczu popłynęły
łzy. Tak bardzo martwiła się o synów, kochała ich całym sercem,
nie wyobrażała sobie życia bez nich. Byli jej kochanymi
pociechami. Nie darowałaby sobie tego, gdyby coś złego im się
stało, w końcu była ich matką, kochała ich bardzo mocno i czuła
odpowiedzialność za swoje dzieci. Załkała dosyć głośno. Nie
zdawała sobie sprawy z tego, że znajduje się właśnie obok
sypialni Amory.
Blondwłosa czarodziejka obudziła się
właśnie, słysząc zza ściany swojej komnaty pewne dźwięki. Gdy
rozbudziła się już wystarczająco, rozpoznała płacz i głos
swojej Królowej. Podniosła się z łóżka i w białej, krótkiej
koszuli nocnej wyszła na korytarz. Zobaczyła tam obok przy ścianie
Freyę, nie zwlekając podeszła do niej.
-Pani... cóż się stało? -spytała
zmartwiona, kładąc dłoń na jej ramieniu. Ona uniosła wzrok i
spojrzała na nią, nie przestając cicho płakać. Otarła tylko
leko łzy.
-Chłopcy... nie ma ich nigdzie w
pałacu, nikt ich ostatnio nie widział, a ja miałam taki okropny
koszmar. Amoro... tak boję się o moich synów... -znów wybuchnęła
płaczem i oparła głowę o ramię Czarodziejki. Zaskoczyło ją to
trochę, rzadko widziała, aby Królowa tak płakała, ale rozumiała
sytuację. Starała się ją pocieszyć, uspokoić...
-Królowo... to tylko sen, a chłopcom
z całą pewnością nic się nie stało. Ile razy wymykali się już
w nocy z komnat? To dla nich nic niezwykłego. -mówiła spokojnym
głosem, chociaż sama zaczęła się trochę martwić.
-Ale ja przeszukałam już prawie cały
pałac. Na dodatek każdy mówi, że ostatni raz widziano ich po
lekcjach Lokiego z Tobą... później jakby się nagle ulotnili.
-mówiła trochę niewyraźnie, wciąż zapłakanym głosem. Jedyne o
czym teraz myślała, to bezpieczeństwo swoich synków.
-Csii, spokojnie, proszę. Pani... nie
możesz się w takim stanie denerwować, takie sytuacje mogą
zaszkodzić dziecku. -starała się za wszelką cenę ją uspokoić,
jednak z każdym jej zdaniem na ten temat sama bała się coraz
bardziej. Byli to nie tylko synowie Odyna, ale także jej
przyjaciele, a przynajmniej Loki. Bardzo jej na nim zależało.
-Masz rację, ale ja tak nie
potrafię... to moje dzieci, tak bardzo ich kocham, Amoro! -wtuliła
się w nią mocno. Całe starania Czarodziejki jak na razie szły na
marnę. W końcu wpadła na pewien pomysł.
-Freyo... posłuchaj mnie, proszę.
Rozwiążemy to rano, mam pewien pomysł przyjdź do mnie proszę z
samego rana, ale...spokojnie, niech Pani już nie płacze...
-spojrzała na nią troskliwie. Ona otarła oczy i przytaknęła
tylko. Nie odezwała się już więcej. Ruszyła powolnym krokiem do
swojej komnaty. Przed oczami wciąż miała twarze swoich synów z
koszmaru. Amorę bardzo interesowało to, co śniło się Królowej.
Mogło to również pomóc w rozwiązaniu problemu. Na razie jednak
chciała dać jej ochłonąć, postanowiła, że o szczegóły wypyta
później. Patrzyła jeszcze przez chwilę, jak Freya znika za rogiem
i wróciła do swojej komnaty. Położyła się na łóżko, jednak
nie mogła zasnąć. Ciągle wierciła się po całym łóżku. Od
rozmowy z Freyą myślała o tej sytuacji. Bardzo martwiła się
głównie o Lokiego, był jej bardzo bliski. Miała z nim bardzo
dobre relacje. Był dla niej bardzo ważny, nie przypuszczała, że
kiedyś w ten sposób o tym pomyśli, ale zależało jej na nim
bardziej nawet niż na przyjacielu. Po pewnym czasie męczenia się z
zaśnięciem wstała z łóżka i podeszła do swojego lustra.
Przejrzała się w nim dokładnie. Zaczęła zastanawiać się, czy
możliwe jest, że może podobać się Lokiemu. Oglądała w lustrze
dokładnie każdą część swojego ciała. Po jakimś czasie jednak
się otrząsnęła.
-Boże... co ja robię? -pomasowała
lekko swoją skroń. Czuła się dziwnie w tej sytuacji, nagle
zaczęła w ten sposób myśleć o Lokim. Przecież On był jej
najlepszym przyjacielem. Poza tym, był synem Króla, taki związek
byłby w ogóle niemożliwy. -muszę się otrząsnąć... to
nierealne. -starała się o tym wszystki nie myśleć, ale zwyczajnie
nie potrafiła. Myśli o Lokim ciągle ją rozpraszały. Sama nie
mogła uwierzyć w to, co się działo w jej umyśle. Gdy zamykała
oczy, widziała twarz przyjaciela. A to wszystko przez to, że
zaczęła po prostu martwić się po informacjach, jakie dostała od
Freyi. Położyła się z powrotem na łóżku i mocno otuliła
kołdrą. Nie zasnęła jednak. Leżała tak niespokojnie przez całą
noc, aż do rana. Zmęczona i zaspana wstała już o świcie. Pomimo
tego zmęczenia jednak i tak nie zasnęła. Podeszła do półki, na
której leżało mnóstwo książek i wyciągnęła jedną z nich, o
ciemnej, szarej okładce ze srebrną literą "M".
Otworzyła ją mniej więcej w połowie. Był tam długi tekst i
kilka czarno-białych obrazów. Amora przeczytała kilka pierwszych
zdań, po czym podeszła z książką na rękach do jednej ze swoich
szafek. Wyjęła z niej niewielki zwój, srebrny amulet oraz malutki
woreczek. Wszystko to zostawiła chwiliwo na komodzie. Przebrała się
w swoje codzienne ubrania, zaścieliła pościel na łóżku, po czym
wzięła wszystkie tamte rzeczy i wyszła z sypialni. Skierowała się
do swojej komnaty, w której przeważnie odbywały się lekcje magii
z Lokim. Ułożyła wszystkie rzeczy zabrane z pokoju na małym,
drewnianym stoliczku. Czekała na Freyę. Chciała zapytać ją o
sen, a później spróbować odnaleźć jej synów. Jeszcze nigdy
wcześniej nie próbowała wykonać tego czaru, ale był to już czas
najwyższy. Czekała z niecierpliwością na Królową. Podeszła do
dużego okna, oparła się o nie dłońmi i wbiła wzrok daleko na
wschodzące słońce. Złocista kula wznosiła się powoli ponad
horyzont, oblewając ciepłymi promieniami cały Asgard. Zniknęła
mroczna atmosfera, panująca pośród cieni nocy. Świat wraz ze
wschodem słońca stał się weselszy. Ona bardzo długo mogła
wpatrywać się w ten piękny widok, jednak po krótkiej chwili
usłyszała pukanie do drzwi. Oderwała się od widoku zza okna i
podeszła do nich. Gdy je otworzyła, zobaczyła od razu Freyę.
Wyraz twarzy królowej nie wykazywał szczęścia. Był tak samo
smutny, jak wtedy podczas rozmowy w korytarzu. Przy pierwszym
spojrzeniu dało się zauważyć, że miała bardzo zmęczone oczy.
Amora podejrzewała, że kobieta przez całą noc w ogóle nie spała.
Podobnie jak Ona.
-Freyo... Czy Pani choć na chwilę
zmrużyła w nocy oczy? Wyglądasz na strasznie przemęczoną,
Królowo. -na twarzy Amory ukazał się wyraz współczucia.
-Nie... nie mogłam... ciągle myślałam
o moich chłopcach. -miała już ochotę wybuchnąć płaczem.
Załamywała się jeszcze bardziej za każdym razem, gdy pomyślała
o swoich synach.
-Csii... proszę, tylko spokojnie. Mam
już sposób na ich znalezienie. Nie wiem, czy zadziała. Pierwszy
raz to robię, ale warto spróbować. Proszę, niech wejdzie Pani do
środka... -odsunęła się o jeden krok, aby Freya mogła wejść do
pomieszczenia. Kobieta powolnym krokiem ruszyła przed siebie,
mijając drzwi poczuła delikatny, poranny wiatr, bijący przez
liczne, bardzo duże okna pomieszczenia. -proszę usiąść...
-wskazała dłonią krzesło stojące obok, przy małym stoliczku.
Freya posłusznie usiadła. -Królowo... zanim spróbuję wykonać
ten czar, chciałabym, abyś opowiedziała mi o tym śnie... -po tych
słowach na twarzy Królowej widoczny był jeszcze większy smutek.
Gdy tylko to usłyszała, przypomniała sobie cały ten koszmar,
który tej nocy jej się przyśnił.
-Ja... nie potrafię o nim
opowiedzieć... to było takie okropne. Moi chłopcy... -znów miała
ochotę się rozpłakać. Z trudem powstrzymała łzy i spojrzała w
stronę Amory.
-Proszę... to może naprawdę pomóc
mi w ich znalezieniu. Jeśli ten sen ma związek z nimi... musimy ich
znaleźć. -usiłowała przekonać Królową.
-Oby jednak nie miało to z nimi nic
wspólnego... chciałabym, żeby okazało się to tylko głupim
snem...
No no no, Loki wpada w tarapaty, dobrze mu tak XDD Nie no, tak na serio to świetny rozdział :) Oczywiście nadal ścigam Cię o te blaciskowe sceny! *.* Szkoda mi Freyi, widać, że bardzo cierpi i martwi się o chłopców : c. Mam nadzieję, że coś zaiskrzy między Lokim i Amorą<3 Dodam jeszcze to co zwykle: Weny i piszpiszpisz : ***
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i jestem wniebowzięta! Jeśli chodzi o błędy ortograficzne, interpunkcyjne, to chyba nie znajdują się w żadnym rozdziale. Przynajmniej tak myśle. KIEDY NOWY ROZDZIAŁ??? NIE MOGĘ SIE DOCZEKAĆ!!!
OdpowiedzUsuńMassie
O Boże. Nowy czytelnik tego czegoś. Ale się jaram !! xD . Dziękuję Ci, a 7 rozdział już prawie gotowy !! :D
UsuńŚwietnie! Nie mogę się doczekać! Pisz, pisz, chce jak najszybciej przeczytać nowy rozdział :))
UsuńMassie
Jak miło ! : *. Oczywiście, biorę się do kończenia rozdziału, specjalnie dla Ciebie <3.
UsuńZechcesz może popisać na GG?
46901611 : * :)