czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 6 Przepowiednia

Loki nie rozumiał kompletnie nic z tego, co właśnie się stało. Był całkowicie zszokowany. Chciał, aby jak najszybciej wytłumaczono mu, o co tutaj chodzi.
-Aryno... co to... Aranoch? -spytał cicho i dość niepewnie.
-Nie "co"... raczej "kto". Loki... posłuchaj... nie powinieneś tutaj być. -przyznała nerwowo.
-Ale... dlaczego? O co chodzi? Wytłumacz mi, proszę. -powiedział blagalnym głosem. Jedyne czego chciał, to dowiedzieć się, o co chodzi, niczego więcej. Nie rozumiał, dlaczego Aryna tak nerwowo zareagowała.
-Eve... idź do siebie. Muszę zamienić z nim kilka słów. -pocałowała dziewczynkę w czoło, a ta po chwili odbiegła.
-Loki... usiądź proszę... -kobieta podeszła do niewielkiej ławki pod ścianą, usiadła i wskazała miejsce obok siebie. Książę posłusznie zrobił to, o co poprosiła. Położyła dłoń na jego ramieniu.
-Posłuchaj mnie. To bardzo poważna sprawa, mój książę. Aranoch to demon, okrutny demon. Jeśli to, co pokazała Eve jest prawdą, jesteś jego następcą... dziedzicem. -Aryna wypowiedziała te słowa z niemałym strachem w głosie. Gdy Loki to usłyszał, kompletnie go zamurowało. Po krótkiej chwili milczenia i wpatrywania się ze strachem w kobietę, w końcu zdołał wydusić z siebie kilka słów.
-Dziedzicem Aranocha... ? Co? -w dalszym ciągu nie rozumiał. Nigdy wcześniej nie słyszał o kimś takim. Wielką zagadką dla niego było również to, dlaczego akurat on był o to podejrzewany.
-Wysłuchaj mnie uważnie, Asgardczyku. Aranoch jest demonem występującym w mitologii Jotunnheimu. Moja rodzina przekazywała tę okrutną historię kolejnym pokoleniom. Kiedyś, po konflikcie z tutejszymi bogami, Aranoch usiłował doszczętnie zniszczyć to miejsce, a w tym również i nasze plemię zamieszkałych tutaj elfów. Zawładnął większą częścią Jotunnheim'u, pod jego rządami panował tutaj głód, niegdyś szanowani i wpływowi ludzie trafili na ulicę. Wszyscy chcieli, lecz nie mogli się sprzeciwić woli okrutnego tyrana. Bogowie postanowili wziąć te sprawy w swoje ręce. Zesłali z niebios młodego pół-boga, syna Talnosa -Arensa. Z trudem powstrzymano Aranocha. Dzięki pomocy swej siostry -Dinaret, Aranoch został uwięziony na wieki dzięki potężnej klątwie zawartej w świętych słowach Złotego Zwoju. Inne opowieści głoszą jednak, że młoda boginii wojny i magii spiskowała przeciwko rodzinie i zawarła pakt z mrocznym demonem. Miał to być przekręt, dzięki któremu Aranoch miał zostać uwolniony wiele tysięcy lat później, o wiele silniejszy i potężniejszy, a następnie wraz ze swym dziedzicem zemścić się i zniszczyć wszystkie dziewięć królestw. Loki... obawiam się, że dziedzicem Aranocha jesteś właśnie Ty... -ostatnie zdanie wypowiedziała drżącym głosem. Cała jej opowieść zafascynowała Lokiego, ale po części również przeraziła. Nie mógł znieść tej okropnej myśli.
-Ja?! Nie... nie. To nie mogę być ja! Jestem synem Odyna! Pochodzę z Asgardu, nie mam nic wspólnego z Jotunnheim'em, a tym bardziej tutejszą mitologią! -chłopak był wprost zszokowany tym, co właśnie powiedziała mu Aryna. -Dlaczego sądzisz, że to właśnie ja nim jestem?! Przecież mnie tu nawet nigdy w życiu wcześniej nie było! Nie mam kompletnie nic wspólnego z tym miejscem, zrozum! Jestem ASGARDSKIM księciem! -próbował ją przekonać, jednak na darmo. Aryna wiedziała swoje i ufała tym wizjom. Zwłaszcza dlatego, że dziewczynka, która to zobaczyła była błogosławionym dzieckiem Przepowiedni.
-Loki, rozumiem z tego tyle co Ty. Ale Eve jest córką Wyroczni! Właśnie teraz pokazała coś okropnego. Nie warto sprzeczać się z przepowiednią, książę. Proszę, opuśćcie jak najszybciej nasz teren. Nie chciałabym być niegościnna, ale jestem zmuszona Was wyprosić. -mówiła wszystko bardzo niespokojnym głosem. Wstała szybko ze swojego miejsca.
-Ja nie jestem żadnym dziedzicem złego demona! Zrozum to w końcu, proszę! -wciąż wszystkiego się wypierał.
-Loki, przestań się ze mną kłócić i natychmiast zejdź mi z oczu. -odwróciła wzrok. On zrezygnował po tym z kolejnych pytań i całej dyskusji, po czym posłusznie ruszył do wyjścia. Szybko znalazł swego brata i towarzyszy.
-Thor! -zawołał z pewnej odległości i zbliżył się do niego o kilka kroków. Blondwłosy spojrzał w jego stronę pytająco.
-O co chodzi, bracie?
-Musimy natychmiast ruszać dalej. -spojrzał na niego, a jego wyraz twarzy nadal ukazywał zaskoczenie i zszokowanie. Thor zauważył to od razu.
-Loki... czy coś się stało? -spytał troskliwie, podchodząc do niego jeszcze bliżej.
-Nie... znaczy... później Ci opowiem, ale naprawdę musimy już stąd odejść. Powinniśmy dalej szukać tego miecza... -przyznał nerwowo i trochę niepewnie. Thor jak na razie mu odpuścił, ale i tak chciał dowiedzieć się o co chodzi, prędzej czy później.
Bezzwłocznie wyruszyli w dalsze poszukiwania. Na szczęście wichura ustąpiła, przez co warunki dla takiej podróży również stanowczo się polepszyły. Było lżej mimo tego, że przedzierali się przez głęboką warstwę twardego śniegu. Wciąż panowała bardzo niska temperatura. Podróżnicy otulili się grubymi płaszczami, tylko Loki kroczył spokojnie. Pozostali bardzo dziwili się z tego powodu, jednak nikt nad tym się bardziej nie zastanawiał. Zależało im tylko na jednym. Fandral, Hogun i Wolstag bardzo chcieli odnaleźć legendarny miecz ognistej bestii, Thor chciał przeżyć przygodę i pokazać Ojcu oraz wszysktim pozostałym Asgardczykom, że nie jest już rozpieszczonym dzieckiem, lecz dojrzałym i odpowiedzialnym mężczyzną. Nie wiedział jeszcze zbyt dużo o życiu, mimo swojego wieku musiał dorosnąć, chociaż sam tak nie myślał. Loki z kolei chciał jak najszybciej wrócić do bezpiecznego, ciepłego pałacu. Tam czuł się najbezpieczniej. Był to w końcu jego dom. Jotunnheim sprawiał, że czuł niemały strach. Każdy kolejny jego krok był bardzo niepewny. Rozglądał się nerwowo dookoła, jakby coś zaraz miało się na nich rzucić, jakaś wściekła, bezwzględna bestia.
Ciemne niebo, wysokie, szpiczaste góry oraz śnieg i lód wszędzie dookoła tworzyły tajemniczą, mroczną i dość niemiłą atmosferę. Nad linią horyzontu nie była widoczna ani jedna gwiazda, kompletnie nic. Tylko ogromny, pusty, ciemny obszar. Cały krajobraz Jotunnheimu budził strach w najmężniejszych sercach.
Loki wcale nie starał się ukryć tego, że czuł strach, w odróżnieniu od swojego brata nie wstydził się okazywania swoich emocji. Thor szedł pewnym, dumnym krokiem, usiłując przy tym okazać swoją odwagę. Żądza walki i przygody, jaka wtedy nim kierowała, nie pozwalała strachowi przeszkodzić w ciężkiej, męczącej drodze. Można nawet powiedzieć, że świadomość, iż będzie mógł stoczyć tutaj swą pierwszą poważną walkę motywowała go i nie pozwalała poddać się ciężkim warunkom podróży.
Taka postawa dziwiła nawet trzech pozostałych podróżników. Nigdy nie spotkali nikogo, kto w tym wieku tak dzielnie kroczyłby przez ziemie Mroźnego Królestwa, opanowanego przez okrutne bestie, demony i upiory. Sami podczas tej podróży odczuwali większy strach i dyskomfort niż On.
Jeszcze przez bardzo długi czas kroczyli przez obszerną, lodową pustynię, gdy nagle z półmroku wyłoniła się potężna, kryształowa budowla, przypominająca odrobinę wielki zamek. Jej kształt podobny był do ogromnego rombu, w czterech jego kątach znajdowały się okrągłe, wysokie wieże. Cała budowla wykonana była z drobnych błękitnych, i srebrnych krysztalików. Przepięknie połyskiwały, gdy odbiło się od nich światło pierwszych promieni słońca przebijających się przez ciemne chmury. Tajemniczy budynek był świątynią, wybudowaną przez mieszkańców Jotunnheimu po porażce Surtura w walce z Odynem. Zbudowano ją, aby uczcić jego męskość i odwagę w tym starciu. Co prawda ciało giganta nie było pochowane na jej terenie, ani w jego okolicach, ale w świątyni znajdowało się za to coś, czego Asgardscy podróżnicy poszukiwali od wielu lat. Legendarne ogniste ostrze znajdowało się gdzieś tam, ukryte w mrocznych czeluściach tejże świątyni.
Cała piątka przystanęła na ośnieżonym wzgórzu, około trzystu metrów przed świątynią. Tuż przed jej wrotami wznosiły się dwa posągi przedstawiające pewną kobiety, trzymające w dłoniach pochodnie płąnące błękitnym ogniem. Żaden z podróżników nie rozpoznał, kim właściwie jest przedstawiona w rzeźbach kobieta, wszyscy z zachwytem wpatrywali się w tamtą stronę. Dzięki temu wspaniałemu widokowi zapomnieli nawet o strachu, jaki dominował w sercach większości z nich jeszcze przed sekundą. Wszyscy, bez wyjątku znieruchomieli i kompletnie zaniemówili. Trudno opisać piękno tej wspaniałej budowli, była wyjątkowa i cudowna mimo tego, iż położona była w takim miejscu, jak i poświęcona okrutnemu tyranowi.

* * *
W tym samym czasie, gdy pięcioro podróżników wędrowało przez ziemie Jotunnheimu, w środku nocy z niespokojnego snu zbudziła się Freya, matka Thora i Lokiego. Uniosła lekko ciało i zobaczyła przed sobą jedynie ciemną komnatę. Właśnie śnił jej się okropny koszmar. Nie zwlekając natychmiast wstała z łóżka, ubrała na siebie prostą suknię i praktycznie wybiegła z komnaty. Biegła przez ciemne, długie korytarze przez kilka minut, aż w końcu dotarła do drzwi komnaty swojego starszego syna. Otworzyła je i weszła do środka, jednak nie zastała tam Thora. Zmartwiła się, w jej głowie pojawiły się już najgorsze myśli. Właśnie z tym związany był jej koszmar. Wyszła stamtąd, po czym ruszyła natychmiastowo do komnaty drugiego z synów. Zastała tam jednak to samo, co w komnacie Thora. Zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wyszła z pokoju Lokiego i zaczęła wędrować po pałacu. Wszystkich których spotkała, pytała o synów. Czy ich ostatnio widziano, kiedy konkretnie i gdzie. Każdy mówił to samo, że ostatnio widziano ich razem na korytarzach po walce Thora na arenie i przez krótki czas po lekcjach magii Lokiego, ale później już w ogóle. Kobieta w końcu zatrzymała się na środku jednego z korytarzy, zbliżyła się do ściany i oparła o nią delikatnie rękę. Z jej oczu popłynęły łzy. Tak bardzo martwiła się o synów, kochała ich całym sercem, nie wyobrażała sobie życia bez nich. Byli jej kochanymi pociechami. Nie darowałaby sobie tego, gdyby coś złego im się stało, w końcu była ich matką, kochała ich bardzo mocno i czuła odpowiedzialność za swoje dzieci. Załkała dosyć głośno. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że znajduje się właśnie obok sypialni Amory.
Blondwłosa czarodziejka obudziła się właśnie, słysząc zza ściany swojej komnaty pewne dźwięki. Gdy rozbudziła się już wystarczająco, rozpoznała płacz i głos swojej Królowej. Podniosła się z łóżka i w białej, krótkiej koszuli nocnej wyszła na korytarz. Zobaczyła tam obok przy ścianie Freyę, nie zwlekając podeszła do niej.
-Pani... cóż się stało? -spytała zmartwiona, kładąc dłoń na jej ramieniu. Ona uniosła wzrok i spojrzała na nią, nie przestając cicho płakać. Otarła tylko leko łzy.
-Chłopcy... nie ma ich nigdzie w pałacu, nikt ich ostatnio nie widział, a ja miałam taki okropny koszmar. Amoro... tak boję się o moich synów... -znów wybuchnęła płaczem i oparła głowę o ramię Czarodziejki. Zaskoczyło ją to trochę, rzadko widziała, aby Królowa tak płakała, ale rozumiała sytuację. Starała się ją pocieszyć, uspokoić...
-Królowo... to tylko sen, a chłopcom z całą pewnością nic się nie stało. Ile razy wymykali się już w nocy z komnat? To dla nich nic niezwykłego. -mówiła spokojnym głosem, chociaż sama zaczęła się trochę martwić.
-Ale ja przeszukałam już prawie cały pałac. Na dodatek każdy mówi, że ostatni raz widziano ich po lekcjach Lokiego z Tobą... później jakby się nagle ulotnili. -mówiła trochę niewyraźnie, wciąż zapłakanym głosem. Jedyne o czym teraz myślała, to bezpieczeństwo swoich synków.
-Csii, spokojnie, proszę. Pani... nie możesz się w takim stanie denerwować, takie sytuacje mogą zaszkodzić dziecku. -starała się za wszelką cenę ją uspokoić, jednak z każdym jej zdaniem na ten temat sama bała się coraz bardziej. Byli to nie tylko synowie Odyna, ale także jej przyjaciele, a przynajmniej Loki. Bardzo jej na nim zależało.
-Masz rację, ale ja tak nie potrafię... to moje dzieci, tak bardzo ich kocham, Amoro! -wtuliła się w nią mocno. Całe starania Czarodziejki jak na razie szły na marnę. W końcu wpadła na pewien pomysł.
-Freyo... posłuchaj mnie, proszę. Rozwiążemy to rano, mam pewien pomysł przyjdź do mnie proszę z samego rana, ale...spokojnie, niech Pani już nie płacze... -spojrzała na nią troskliwie. Ona otarła oczy i przytaknęła tylko. Nie odezwała się już więcej. Ruszyła powolnym krokiem do swojej komnaty. Przed oczami wciąż miała twarze swoich synów z koszmaru. Amorę bardzo interesowało to, co śniło się Królowej. Mogło to również pomóc w rozwiązaniu problemu. Na razie jednak chciała dać jej ochłonąć, postanowiła, że o szczegóły wypyta później. Patrzyła jeszcze przez chwilę, jak Freya znika za rogiem i wróciła do swojej komnaty. Położyła się na łóżko, jednak nie mogła zasnąć. Ciągle wierciła się po całym łóżku. Od rozmowy z Freyą myślała o tej sytuacji. Bardzo martwiła się głównie o Lokiego, był jej bardzo bliski. Miała z nim bardzo dobre relacje. Był dla niej bardzo ważny, nie przypuszczała, że kiedyś w ten sposób o tym pomyśli, ale zależało jej na nim bardziej nawet niż na przyjacielu. Po pewnym czasie męczenia się z zaśnięciem wstała z łóżka i podeszła do swojego lustra. Przejrzała się w nim dokładnie. Zaczęła zastanawiać się, czy możliwe jest, że może podobać się Lokiemu. Oglądała w lustrze dokładnie każdą część swojego ciała. Po jakimś czasie jednak się otrząsnęła.
-Boże... co ja robię? -pomasowała lekko swoją skroń. Czuła się dziwnie w tej sytuacji, nagle zaczęła w ten sposób myśleć o Lokim. Przecież On był jej najlepszym przyjacielem. Poza tym, był synem Króla, taki związek byłby w ogóle niemożliwy. -muszę się otrząsnąć... to nierealne. -starała się o tym wszystki nie myśleć, ale zwyczajnie nie potrafiła. Myśli o Lokim ciągle ją rozpraszały. Sama nie mogła uwierzyć w to, co się działo w jej umyśle. Gdy zamykała oczy, widziała twarz przyjaciela. A to wszystko przez to, że zaczęła po prostu martwić się po informacjach, jakie dostała od Freyi. Położyła się z powrotem na łóżku i mocno otuliła kołdrą. Nie zasnęła jednak. Leżała tak niespokojnie przez całą noc, aż do rana. Zmęczona i zaspana wstała już o świcie. Pomimo tego zmęczenia jednak i tak nie zasnęła. Podeszła do półki, na której leżało mnóstwo książek i wyciągnęła jedną z nich, o ciemnej, szarej okładce ze srebrną literą "M". Otworzyła ją mniej więcej w połowie. Był tam długi tekst i kilka czarno-białych obrazów. Amora przeczytała kilka pierwszych zdań, po czym podeszła z książką na rękach do jednej ze swoich szafek. Wyjęła z niej niewielki zwój, srebrny amulet oraz malutki woreczek. Wszystko to zostawiła chwiliwo na komodzie. Przebrała się w swoje codzienne ubrania, zaścieliła pościel na łóżku, po czym wzięła wszystkie tamte rzeczy i wyszła z sypialni. Skierowała się do swojej komnaty, w której przeważnie odbywały się lekcje magii z Lokim. Ułożyła wszystkie rzeczy zabrane z pokoju na małym, drewnianym stoliczku. Czekała na Freyę. Chciała zapytać ją o sen, a później spróbować odnaleźć jej synów. Jeszcze nigdy wcześniej nie próbowała wykonać tego czaru, ale był to już czas najwyższy. Czekała z niecierpliwością na Królową. Podeszła do dużego okna, oparła się o nie dłońmi i wbiła wzrok daleko na wschodzące słońce. Złocista kula wznosiła się powoli ponad horyzont, oblewając ciepłymi promieniami cały Asgard. Zniknęła mroczna atmosfera, panująca pośród cieni nocy. Świat wraz ze wschodem słońca stał się weselszy. Ona bardzo długo mogła wpatrywać się w ten piękny widok, jednak po krótkiej chwili usłyszała pukanie do drzwi. Oderwała się od widoku zza okna i podeszła do nich. Gdy je otworzyła, zobaczyła od razu Freyę. Wyraz twarzy królowej nie wykazywał szczęścia. Był tak samo smutny, jak wtedy podczas rozmowy w korytarzu. Przy pierwszym spojrzeniu dało się zauważyć, że miała bardzo zmęczone oczy. Amora podejrzewała, że kobieta przez całą noc w ogóle nie spała. Podobnie jak Ona.
-Freyo... Czy Pani choć na chwilę zmrużyła w nocy oczy? Wyglądasz na strasznie przemęczoną, Królowo. -na twarzy Amory ukazał się wyraz współczucia.
-Nie... nie mogłam... ciągle myślałam o moich chłopcach. -miała już ochotę wybuchnąć płaczem. Załamywała się jeszcze bardziej za każdym razem, gdy pomyślała o swoich synach.
-Csii... proszę, tylko spokojnie. Mam już sposób na ich znalezienie. Nie wiem, czy zadziała. Pierwszy raz to robię, ale warto spróbować. Proszę, niech wejdzie Pani do środka... -odsunęła się o jeden krok, aby Freya mogła wejść do pomieszczenia. Kobieta powolnym krokiem ruszyła przed siebie, mijając drzwi poczuła delikatny, poranny wiatr, bijący przez liczne, bardzo duże okna pomieszczenia. -proszę usiąść... -wskazała dłonią krzesło stojące obok, przy małym stoliczku. Freya posłusznie usiadła. -Królowo... zanim spróbuję wykonać ten czar, chciałabym, abyś opowiedziała mi o tym śnie... -po tych słowach na twarzy Królowej widoczny był jeszcze większy smutek. Gdy tylko to usłyszała, przypomniała sobie cały ten koszmar, który tej nocy jej się przyśnił.
-Ja... nie potrafię o nim opowiedzieć... to było takie okropne. Moi chłopcy... -znów miała ochotę się rozpłakać. Z trudem powstrzymała łzy i spojrzała w stronę Amory.
-Proszę... to może naprawdę pomóc mi w ich znalezieniu. Jeśli ten sen ma związek z nimi... musimy ich znaleźć. -usiłowała przekonać Królową.
-Oby jednak nie miało to z nimi nic wspólnego... chciałabym, żeby okazało się to tylko głupim snem...


5 komentarzy:

  1. No no no, Loki wpada w tarapaty, dobrze mu tak XDD Nie no, tak na serio to świetny rozdział :) Oczywiście nadal ścigam Cię o te blaciskowe sceny! *.* Szkoda mi Freyi, widać, że bardzo cierpi i martwi się o chłopców : c. Mam nadzieję, że coś zaiskrzy między Lokim i Amorą<3 Dodam jeszcze to co zwykle: Weny i piszpiszpisz : ***

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem wniebowzięta! Jeśli chodzi o błędy ortograficzne, interpunkcyjne, to chyba nie znajdują się w żadnym rozdziale. Przynajmniej tak myśle. KIEDY NOWY ROZDZIAŁ??? NIE MOGĘ SIE DOCZEKAĆ!!!

    Massie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże. Nowy czytelnik tego czegoś. Ale się jaram !! xD . Dziękuję Ci, a 7 rozdział już prawie gotowy !! :D

      Usuń
    2. Świetnie! Nie mogę się doczekać! Pisz, pisz, chce jak najszybciej przeczytać nowy rozdział :))
      Massie

      Usuń
    3. Jak miło ! : *. Oczywiście, biorę się do kończenia rozdziału, specjalnie dla Ciebie <3.
      Zechcesz może popisać na GG?
      46901611 : * :)

      Usuń